Wyjątkowy debiut Wittlina na maturze
W maju 2025 roku abiturienci po raz pierwszy w historii spotkali się na egzaminie maturalnym z języka polskiego z twórczością Józefa Wittlina – autora dotąd pomijanego zarówno w kanonie szkolnym, jak i w zadaniach maturalnych. Pojawienie się Stabat Mater Wittlina jako tekstu w tekście historycznoliterackim to dla badaczy i entuzjastów twórczości poety wydarzenie bez precedensu, które otwiera nowy rozdział w recepcji jego poezji. W niniejszym tekście przeanalizujemy wiersz w szerokim kontekście.
Poezja wojennego świadectwa
Wiosną 2025 roku Centralna Komisja Egzaminacyjna zdecydowała o umieszczeniu w zestawie zadań maturalnych z języka polskiego wiersza Józefa Wittlina Stabat Mater. To pierwszy taki przypadek – dotąd nazwisko Wittlina nie pojawiało się w arkuszach. Wybór utworu poety emigracyjnego, którego wojenne doświadczenia formułują uniwersalny komentarz do tragedii okupacyjnej Polski, świadczy o odważnej próbie rozszerzenia kanonu – zwłaszcza gdy większość zadań koncentruje się na autorach klasycznych lub współczesnych.
Stabat Mater to niezwykle przejmujący utwór, stanowiący aktualizację średniowiecznego motywu. Podobnie jak utwory Żydom w Polsce oraz Na sądny dzień żydowski roku 1942 (5703) stanowi poetycki komentarz do losu Polski w obliczu okupacji i Zagłady. Jak trafnie napisał prof. Wojciech Ligęza:
Mityczne wzory przechodzą ciężką próbę porównania z okrutnymi realiami wojny. Na przykład w Stabat mater język faktografii wyraża czystą zbrodnię, bezsensowną śmierć oraz – niemą rozpacz, natomiast zaplecze tradycji religijno-kulturowej przywracać ma podmiotowość śmierci i włączać nie dającą się wypowiedzieć tragedię prostych ludzi w obszar narodowego martyrologium. Łacińska sekwencja Stabat mater rozwija się we współczesną opowieść poetycką o cierpieniu matki powieszonego, opowieść zamkniętą symbolicznym obrazem umęczonej Polski. Szczegóły z egzekucji w okupowanej Polsce nadają wiarygodności poetyckiemu świadectwu. Potoczny język w Stabat mater Wittlina nie przystaje do cytacji z pełnej dostojeństwa łaciny. Tak, jak łacińska rymowana tercyna benedyktyńskiego mnicha Jacopone da Todi kłóci się z wersją Wittlina, który użył niby-średniowiecznych dystychów (które też można kojarzyć ze stylizacją ludową), lektura omawianego wiersza powinna przebiegać dwoma torami: należy bowiem dostrzec protest moralisty i jednocześnie uwzględnić rozsypywanie się konwencji literackich w spotkaniu z realnością zła […] W Stabat mater Wittlina historia pasyjna nadaje sens sakralny wojennej śmierci, ale z drugiej strony tylko wtedy okrutne realia zachowują wyrazistą wymowę, gdy potraktowane zostaną z całą brutalną dosłownością. Koncesja na rzecz obowiązków wobec wspólnoty oraz signum czasu może najmocniej odciska się w wierszach Stabat Mater i Do języka polskiego. Po dwudziestu latach Józef Wittlin nie był wcale o tym przekonany, że te utwory mogłyby się stać jego artystyczną wizytówką[1].
Wittlin napisał swoje wojenne utwory w Stanach Zjednoczonych, w których znalazł się ze swoją żoną Haliną i córką Elżbietą po wielomiesięcznej, dramatycznej tułaczce po Francji, Hiszpanii i Portugalii, zakończonej uzyskaniem stosownych wiz i dostaniem się na pokład statku Siboney. Towarzyszył mu niezwykle bolesny kompleks ocaleńca, poczucie winy i niezrozumienia swojej sytuacji (dlaczego akurat JA ocalałem?), wmawiana sobie i córce konieczność „zasłużenia sobie na życie”. Dał temu świadectwo w niezrealizowanym projekcie książki Raptus Europae.
Poeta wobec piekła XX wieku
Wspomniane powyżej wojenne wiersze Wittlina (Żydom w Polsce oraz Na sądny dzień żydowski…) stanowią przy okazji gest okazania solidarności z narodem żydowskim, którego czuł się częścią, co oczywiście nie stało w sprzeczności z jego niekwestionowaną polskością (choć jego przeciwnicy mieli na ten temat inne zdanie). Solidarność w cierpieniu mogła dokonać się wyłącznie na odległość, wyłącznie słowami.
Wittlin czuł pewną moralną niestosowność w komentowaniu rzeczywistości okupacyjnej Polski, samemu nie podlegając zagrożeniu i cierpieniu, które miał opisać. Pocieszenie osób znajdujących się w stałym zagrożeniu życia jest po prostu niemożliwe. Dał temu wyraz w tekście Dlaczego nie przemawiałem do Polski?:
Taki głos obarczony jest odpowiedzialnością, przechodzącą moje siły. Nie zasłużyłem na prawo mówienia do ludzi, którzy za słuchanie mnie mogą ponieść dotkliwą karę, a nawet stracić życie. Stawka jest nierówna. I więcej patosu jest w fakcie odbioru takiej audycji niż w fakcie nadania jej. […] Nie wierzę, żeby moje słowo, nie naładowane konkretną dobrą nowiną, mogło w kraju wywołać co innego niż niesmak. I dlatego wolę nie przerywać dręczącej ciszy, patetycznej ciszy, jaka się rozpostarła między męczeńską, bohaterską, wspaniałą w swej niedoli Polską a moim skromnym słowem. Gdyż słowo, które byłoby godne tamtych uszu, słowo poety o wadze funta kartofli lub prawdziwie radosnej nowiny, jeszcze się tu, na emigracji, nie urodziło[2].
Kryje się tu również wątpliwość co do siły poetyckiego słowa w ogóle, wyrażona w eseju, który dał potem tytuł całemu tomowi (Orfeusz w piekle XX wieku):
Mityczny Orfeusz śpiewem swym dzikie bestie ugłaskał, iż czołgały się do jego stóp, iż przycupnęły do jego stóp, i pokornie jego pieśni słuchały. Dzisiejszy Orfeusz nie ma już tej mocy. Nie potrafi nawet poskromić dzikiej bestii, zamkniętej w klatce ludzkiego serca. Niczyja pieśń nie powstrzymała od wybuchu wulkanów ludzkiej nienawiści, nie zamknęła armatom ich paszcz, nie unieruchomiła tanków, nie przeszkodziła bombom zapalać miasta. Niczyja pieśń nie rozsadziła komór gazowych, nie zmiotła z powierzchni ziemi: Dachau i Bergen-Belsen, Oświęcimia, Majdanka i Treblinki. Piekło mitycznego Orfeusza znajdowało się pod ziemią. To był Hades, gdzie mieszkali umarli. Piekło dzisiejszych Orfeuszów – ach, nadto dobrze je znamy – to ziemia zamieszkiwana przez żywych ludzi. Nasi Orfeusze, poeci bez lir i muzycy bez władzy, też niekiedy wyrywają nam dusze z tego piekła, w którym żyjemy [3].
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń Wittlin sięgnął po poezję, by oddać to, co przerasta ludzkie zdolności poznawcze – bezmiar cierpienia, którego nie sposób ogarnąć rozumem.
(Nie)obecność Wittlina
Pojawienie się Wittlina na maturze to sygnał i wymowny gest świadczący o ponadczasowej sile jego twórczości. Mamy nadzieję, że obecność wiersza Stabat Mater na maturze stanie się impulsem do wprowadzenia poezji Wittlina na lekcje języka polskiego w kontekście emigracji, odpowiedzialności pisarza za słowo, wrażliwości estetycznej, moralności i nie tylko!
Niech wymowny gest CKE będzie początkiem trwałej obecności Józefa Wittlina w kanonie szkolnym, bowiem na to – dzięki głębi uniwersalnego przesłania i niezaprzeczalnej wartości jego utworów – niewątpliwie zasługuje.
Maciej Wcisło
[1] W. Ligęza, Jaśniejsze strony katastrofy. Szkice o twórczości poetów emigracyjnych, Kraków 2001, s. 23, 46.
[2] J. Wittlin, Dlaczego nie przemawiałem do Polski?, [w:] tegoż, Orfeusz w piekle XX wieku, posł. J. Zieliński, Kraków 2000, s. 136–137.
[3] Tenże, Orfeusz w piekle XX wieku, [w:] tegoż, Orfeusz w piekle XX wieku, dz. cyt., s. 428.
